Bywają rzeczy wyznaczające czas - są też takie, które pozwalają sprawdzić upływ czasu. Po latach okazało się, że w mojej pracy jako elfa w elfjoy nie łatwo określić początek ponieważ przygoda ze zmianą profesji rozkładała się w czasie i na wielu kontynentach, a zaczyna w Japonii... W biegu spraw, zmian, wiru pracy - zanikają początki albo plączą się i gubią - całe szczęście jeszcze jako prawnik pracujący dla stosunkowo prestiżowej brytyjskiej kancelarii miałam szczęście poznać Edwarda Dwurnika - przyczynili się do tego Boguś Deptuła i Wojtek Tuleya. O Edwardzie Dwurniku najlepiej przeczytać we wspaniałej książce Małgosi Czyńskiej, w tym wywiadzie czuć jak wieloletnia znajomość i wzajemna sympatia otwiera rozmówców w sposób, który pozwala czytającym otrzeć się o fantastyczne poczucie humoru Edwarda Dwurnika, przenikliwość i złożoną osobowość.
Ten wspaniały malarz miał naprawdę doskonałe poczucie humoru i niezwykle przyjemny, czasem przewrotny luz, którego tak wielu znanym osobom brakuje... Kiedyś w przelotnej rozmowie w Galerii Art narzekałam, że tak bardzo nie znoszę swojej pracy i nie wiem po co kończyłam te nudne studia - a on powiedział coś co było dla mnie orientalne i odległe - że te studia mi się przydadzą, jak będę robić to co polubię.
Dwa lata później zgodził się namalować dla mnie obraz na loterię, którą organizowałam razem z wystawą fotografii i biżuterii na Warszawskiej Pradze. Kilkoro z Was tam było :)
Namalowany obraz jest tak osobisty... że nie mogłam dać go na loterię. Po pierwsze dlatego, że mam na nim włosy na łydkach i umiarkowanie wyglądam, a z perspektywy czasu - jest kamieniem milowym. Gdy tylko zastanawiam się jak długo zajmuję się biżuterią to mogę na niego spojrzeć i już wiem ze w 2004 kamienie szlachetne już były częścią mojego życia.