Koloroterapia ulotna - tym bardziej, kiedy chce się uchwycić ten moment kiedy męski mróz, taki minus kilkanaście, silny jak goryl otula matującym oddechem zjawisko najwyższej beztroski jakim jest niespiesznie frunąca mydlana bańka. Spotykają się na chwilę - niewidzialny mróz nabiera owalnego kształtu - zasnuwając jej tęczowy blask siateczką nie wystarczająco delikatnych szlaków. Jeszcze niby nic się nie dzieje, mróz przejmuje jej kształt, może on na chwile staje się planetą... Bańka mydlana jest zawsze na balu - ale teraz nie ma jak uciec w swojej pięknej wirującej kolorami sferze. Mróz tego popołudnia tuż przed zmierzchem jest królem parkietów wolnych przestrzeni. W chwili gdy wydaje się, że dosięgnie jej i namaluje na niej siwych szyfrów tatuaże - ona znika - prawdopodobnie dokładnie w tym momencie pojawia się znów wolna i błyszcząca kolorami na imprezie w innej części świata...